HAYB NA HO

Nastały czasy kiedy home office nie jest już żadnym benefitem, a dla wielu z nas smutnym obowiązkiem. Są tacy, którzy narzekają, że darmowej kawki w biurze nie wypiją, więc nie tylko muszą wydać dodatkowe pieniądze na swoją, ale też jakość już nie ta. Bo przecież spalone opony i smoła w korpo zalana mlekiem migdałowym to ideał kawowego smaku… Całe szczęście dla mnie praca z domu łączy się z jakże przyjemnym przywilejem parzenia mojej ulubionej kawy. Tak jak chcę!

Jakiś czas temu zacząłem bardziej niż dotychczas zwracać uwagę na polskie wina. W tych trudnych czasach producenci potrzebują wsparcia klientów. W przeciwnym wypadku nie przetrwają trudnego okresu. Dlaczego nie rozszerzyć tego podejścia również na inne produkty lub usługi? Kawy piję ogromne ilości, zajmuje ona wysoką pozycję w moim małym domowym budżecie. Do niedawna mój młynek zasypany był prawie zawsze ziarnami wypalonymi we Włoszech, ale w ramach promocji oraz wspierania polskiej gospodarki, aktualnie skupiam się na rodzimych palarniach. Co więcej, dzięki zmianie podejścia odkryłem mnóstwo pozycji, które prezentują świetną jakość w dobrej cenie i stanowią dobrą odskocznię od italskich kaw.

Gwoli ścisłości, jestem miłośnikiem klasycznego włoskiego espresso. Dla mnie słowo kawa jest synonimem espresso do tego stopnia, że jeśli ktoś zaprasza mnie na filiżankę, w głowie mam 45 ml skoncentrowanego naparu o nutach czekoladowo-orzechowych z gęstą cremą. I choć od jakiegoś czasu zaczynam poważnie rozważać eksplorację świata przelewów, na ten moment jest to dla mnie jeszcze abstrakcja i raczej ekstrawagancka wycieczka, aniżeli standard. Viva espresso! Ostatnia techniczna informacja, zanim przejdę do kaw HAYB: kawę mielę  młynku Baratza 30 AP, a parzę na kolbie Kitchen Aid (wszystkich znawców, którzy właśnie się żachnęli i pod nosem zaśmiali śpieszę uświadomić, że ekspres ten od A do Z zbudowany jest z komponentów Gaggia). A zatem do dzieła.

Testowi poddałem cztery rodzaje kaw dedykowane espresso z warszawskiej palarni HAYB, a były to: Black Republic, Yellow Republic, Brazylia Cerrado Patrocinio Espresso oraz Gwatemala Huehuetenango Washed Espresso (wymienione w kolejności w jakiej próbowałem, niecierpliwi mogą przejść od razu do końca artykułu, aby się przekonać, która z nim smakowała mi najbardziej).

HAYB Black Republic

21g kawy | 26 sekund parzenia | 45ml naparu

Kawa ma niemal puszystą strukturę, crema ma beżowy kolor, jest gęsta i przede wszystkim jest jej sporo. W zapachu czuć prażone orzechy, nieco mlecznej czekolady, kakao i karmel. Klasyczne espresso. Również w ustach wszystko, czego się pragnie od tego rodzaju kawy: niski kwas, ładne body, przyjemna goryczka, która jest wyczuwalna, ale nie dominuje nad całością. Do tego orzechowy aftertaste. Blisko wzorca z Sèvres.

HAYB Yellow Republic

21g kawy | 25 sekund parzenia | 45ml naparu

W porównaniu do Black Republic tu mamy do czynienia z kawą średnio, a nie ciemno paloną. Crema jest nieco mniej obfita i chyba ciut ciemniejsza. Już przy mieleniu czuć aromaty orzechowe. W zapachu kawa oprócz orzechów ma również migdały oraz delikatne owocowe tło. Na podniebieniu dość wysokie body, kremowa struktura, aromaty jak u poprzedniej pozycji, ale dochodzi tu do nich cytrusowa kwasowość, która nadaje espresso lekkości. Jeśli poprzednia była w klasycznym włoskim stylu, tu mówimy o tym samym jedynie podkręconym kwasowością. Delikatna goryczka raczej w owocowym (grejpfrut) aniżeli czekoladowym charakterze.

HAYB Brazylia Cerrado Patrocinio Espresso

19g kawy | 24 sekundy parzenia | 45ml naparu

Już przy mieleniu czuć niesamowity zapach nugatu i toffi. Crema bogata, zdecydowanie ciemniejsza niż u dwóch poprzedników. W zapachu oprócz wspomnianych wyżej nut są też krówka i orzechy laskowe. Jest też tytoń i kakao. W ustach solidna goryczka (gorzka czekolada), wyczuwalna, ale nie dominująca kwasowość, która daje niesamowitego kopa. Zdecydowanie więcej aromatu i mocy niż przy Black i Yellow Republic. Nie jest to kremowe włoskie espresso. To raczej kremowe włoskie espresso z wkładką. Konkretne, z dobrym, wyrazistym i długim finiszem. Mega.

HAYB Gwatemala Huehuetenango Washed Espresso

17g kawy | 25 sekund parzenia | 50ml naparu

Tu dla odmiany przy mieleniu nic nie zaskakuje. Cremy ciut mniej niż we wszystkich poprzednich kawach. W nosie orzechy, jabłka i kako. W ustach pojawia się gorzka czekolada, kwaśne winogrono i trochę jabłek. Odniosłem wrażenie, że dzieje się tu zdecydowanie mniej, ale może po Brazylii miałem już zbyt wysokie wymagania… Jako espresso nie wywołało zachwytu, jako espresso przedłużone do 100-120ml wypadło zdecydowanie lepiej i dało sporo radości.

Bez owijania w bawełnę, Brazylia wymiotła. W mojej ocenie to zdecydowania najlepsza z wszystkich testowanych przeze mnie kaw, ma to coś. Od urzekającego aromatu podczas mielenia aż po ostatnią kroplę w filiżance i świetny finisz. Zaraz za nią na podium uplasowały się Black Republic (którą z powodzeniem można, a nawet powinno się, serwować we włoskich barach), Yellow Republic oraz Gwatemala. Będę szczery: ta ostatnia to nie do końca mój styl.

Miesiąc home office minął jak z bicza strzelił… Kawy od HAYB umiliły długie poranki i jeszcze dłuższe popołudnia przed ekranem komputera oraz godziny spędzone na rozmowach przez telefon i telekonferencje. Niestety rzeczywistość nie chce być inna, czeka nas kolejny (co najmniej) miesiąc w takim trybie. Całe szczęście kolejna dostawa z polskich palarni już dotarła… Stay tuned!

2 uwagi do wpisu “HAYB NA HO

Dodaj komentarz