Kawa z mojego fyrtla

kuchnia

Cenię sobie powtarzalność. W różnych dziedzinach życia. Lubię wiedzieć czego mam się spodziewać. Oczywiście tym lepiej, jeśli wiem, że mam się spodziewać rzeczy dobrych. Ale i w przypadku tych niemiłych zawsze warto być przygotowanym na to, co nieuchronnie nastąpi.

Poranny rytuał. Budzę się zawsze przed budzikiem, niemal zawsze pięć minut przed nim. Szybka toaleta. Krótki spacer z psem, po czym on wraca do łóżka, a ja idę do kuchni. Wyjmuję pojemnik na fusy z szafy pod zlewem. Włączam ekspres, aby się zaczął nagrzewać. Odpalam młynek i przez 5,85 sekundy potrzebnych do zmielenia odpowiedniej porcji kawy szykuję ręcznik kuchenny, łyżeczkę z filiżanką, tamper oraz leveller do kolby. Kawa zmielona. Usuwam resztki po poprzednim espresso. Czyszczę dokładnie portafilter, zasypuję go świeżo zmielonym ziarnem. Trzy obroty levellerem, dwa uciśnięcia tamperem. Kolba założona do ekspresu. Włączam wagę i zanim się skończy tarować, kładę na niej filiżankę. Wciskam przycisk, czekam dokładnie 25 sekund, a waga pokazuje 38 gramów. Espresso idealne.

Niech tylko jeden element tej układanki ulegnie zmianie… niech tylko jeden z nich zostanie pominięty, wykonany w innej sekwencji. Lub co gorsza, niech po 25 sekundach waga pokaże więcej lub mniej gramów. Poranek tragiczny. Cała mrówcza praca u podstaw i mój p o w t a r z a l n y rytuał obróciłyby się w perzynę. Jest jednak jeszcze gorszy scenariusz: wszystko idzie zgodnie z planem, mieszam łyżeczką gotowe espresso, biorę pierwszy łyk do ust i… klapa. Tego wystrzegam się jak ognia, jestem z Wielkopolski, a tu ordnung muss sein!

I o taki ordnung, o jakim marzę zadbały ostatnio kawy, które kupiłem z palarni znajdującej się zaledwie o rzut beretem od mojego domu. Poznańska palarnia kawy, zbitek słów dotychczas kojarzący mi się jedynie z niezbyt pijalną Astrą, nabrał nowego znaczenia!

COFFEE JOURNEY BRAZYLIA FAZENDA RAINHA | 19G 25S 38ML

Ziarna grube, niepołamane, średniej wielkości. Satynowe, palone w stopniu średnio-ciemnym. Espresso pokryte gęstą, beżową cremą na 2-3mm. Wyczuwalne orzechy laskowe, nieco kakao. Gdzieś w tle minimalna nuta owocowa z zarysowanym lekką kreską kwasem. Średnie body i dość długi finisz, świetny balans i harmonia. Po zaledwie dwóch lub trzech próbach doszedłem do perfekcji. Pyszna.

COFFEE JOURNEY YELLOW BLEND | 19G 25S 38ML

Zdecydowanie ciemniej spalone, miejscami tłuste ziarna. Przy mieleniu mocno elektrostatyczna, nie sposób mielić wprost do kolby. Pierwsza próba porażka. Delikatna nuta marcepanu i trochę taniny, ale poza tym pustka. W drugiej próbie już zdecydowanie lepiej. Pianka ciemniejsza niż przy Fazenda Rainha, za to równie gęsta. Sporo cierpkości, tanin i kwasu. Marcepan już wyraźny, ale idzie z nim w parze gorzka czekolada i tostowe tło. Nieco niskie body, balans też ciut mniejszy niż u poprzedniczki. Przypomina standardowe espresso w co drugim barze we Włoszech. Jest po prostu dobrze.

COFFEE JOURNEY PINK BLEND | 15G 22S 45ML

W porównaniu do poprzednich kaw, ta składa się z mieszanki ziaren z Brazylii i Etiopii. Ziarno grubsze zdecydowanie, ciemne, matowe. Już przy mieleniu czuć zapach czekolady i karmelu. Pierwsza próba poszła do zlewu, kolejne znacznie lepsze. To chyba jedna z niewielu kaw, która bardziej zasmakowała mi w ratio 1:3, a nie 1:2 (co zburzyło mój idealny poranny rytuał)! Sporo kakao, czekolady, delikatnych żółtych owoców. Ciała ciut za mało, ale przyjemnie zbalansowana i łagodna. Ot, taka opcja na leniwy niedzielny poranek…

2 uwagi do wpisu “Kawa z mojego fyrtla

  1. Do stałych parametrów nie ma co podchodzić dogmatycznie. Owszem, na punkt wyjścia to mus, ale zmiany między różnymi ziarnami to w częsta rzecz. Zwłaszcz przy singlach. Kawy lekko palone częściej zresztą wymagają manewrowania przy dozach, czy uzysku. Czasem worka zabraknie na eksperymenta. Z Poznania warto sprawdzić Odiję ludzi od Uno.

    Polubienie

Dodaj komentarz